ROZPOWSZECHNIAMY NAJCENNIEJSZE
LIPY
(Część artykułu napisanego w roku 2008)
Dwadzieścia
do trzydziestu lat temu, sprawdziwszy już ( po kilkuletnim posługiwaniu się
wagą pasieczną), że po przekwitnięciu lipy drobnolistnej nie można liczyć na
żadne niemal zbiory w mojej pasiece, zainteresowałem się roślinami, a
szczególnie drzewami nektarującymi po przekwitnięciu naszej lipy.
Wśród drzew dających nadzieję na przedłużenie pożytków
najbardziej interesujące wydały mi się różne gatunki i odmiany lip późno
kwitnących, a wśród tych lipy z dalekiego wschodu, w szczególności lipy
japońskie.
Materiał do
rozmnażania lip pozyskiwałem drogą wegetatywną (szczepienie, oczkowanie), jak i
generatywną ( przez nasiona). Szczepienie, oczkowanie zastosowane w koronie
podkładki dawało możność wcześniejszego uzyskiwania egzemplarzy kwitnących.
Cala ta akcja wiązała się z dużymi trudnościami, bo nie tylko że trzeba było
zebrać opinie o jakości, wyglądzie i lokalizacji ewentualnych egzemplarzy
matecznych, wypadało także zaobserwować
możliwie wielokrotnie, w różnych latach i warunkach, jak te egzemplarze spisują
się w danych warunkach glebowych, pogodowych itp. Trzeba było też w
najstosowniejszym terminie pobrać z tych drzew materiał zarodowy. Najpewniejsze
rezultaty można było osiągnąć, dokonując
wszystkiego osobiście, co jednak wiązało się z podróżami, często wielokrotnymi,
a tu przecież – normalne obowiązki nauczycielskiej pracy zawodowej i
rozwijająca się pasieka, budowanie uli , sprzętu pasiecznego…
Po kilku, kilkunastu latach dało się w
wygodnych już warunkach, niemal już „pod ręką”, najpierw zobaczyć, jak kwitną
zgromadzone lipki, a po pewnym czasie nacieszyć się obserwacją ich oblatywania
przez pszczoły.
Obserwując
zgromadzony materiał lipowy, doszedłem do wniosku, że najbardziej godnymi
rozpowszechnienia wśród pszczelarzy byłyby te gatunki lip, które są najobficiej
kwitnące, najmocniej oblatywane przez pszczoły, a zarazem późno kwitnące,
odporne na warunki klimatyczne i glebowe i równocześnie możliwie najłatwiejsze
w rozmnażaniu. To ostatnie wymaganie odsuwało na bok wartościowe krzyżówki,
które można było rozmnażać tylko przez
szczepienia. Okazało się zatem, że w zgromadzonym przeze mnie zestawie takim materiałem
z najwyższą pozycją są jedynie lipy japońskie
i lipa wonna insularis. Japońskimi nazywam tu co
najmniej trzy gatunki lip o podobnych cechach: łuszcząca się od strony słońca
kora pnia, wygląd liści, wielkość
kwiatostanów, obfitość kwiecia, zbliżone do siebie terminy kwitnienia oraz
charakterystyczny, odmienny od naszych
lip zapach. W polskiej literaturze nie znalazłem tak szczegółowych opisów
gatunku Tilia Japonica, które
pozwoliłyby mi te lipy zakwalifikować inaczej, niż jako „ japońskie”, dlatego
tak też je dotychczas nazywałem, aż zauważyłem wśród nich dość istotne różnice
w wyglądzie kwiatów, czasie kwitnienia, odporności na mróz, wyglądzie orzeszków
itp. Sądzę, że nie są to krzyżówki, (choć i takie znalazły się w moim zbiorze), bo w sprzyjających
warunkach wydają masowo płodne nasiona.
Rozsyłając
nasiona do chętnych poprawie pożytków pszczelarzy, upominałem, by je
pieczołowicie wykorzystali. Groziłem nawet (jak Waldorff), że będę ich straszył
po nocach, gdy nie dopełnią swego sadowniczego obowiązku, zaznaczając, że
wystąpienie w formie ducha-straszaka może być rychle, wszak jestem już w
podeszłym wieku. W instrukcjach przytaczałem przykłady z własnych doświadczeń
wskazujące na to, że, by zakwitło drzewo, nie wystarczą dobre chęci i wetknięcie
ziarna w ziemię, potrzebna jest jeszcze wiedza i odpowiednie doświadczenie oraz
działanie pozwalające uprzedzić różne niesprzyjające okoliczności
czyhające na zasadzoną roślinkę. Czeka
ją bowiem zażarta konkurencja w środowisku innych zadomowionych już roślin i
zwierząt. W glebie czekają już ogromne ilości innych nasion i kłączy,
pragnących tylko znaleźć najmniejszą szansę, by się urealnić i wybić na
istnienie: trawy, chwasty, grzyby; czyhające na korzenie szkodniki: drutowce,
podjadki, myszy, norniki, krety, a gdy się już na powierzchni roślina pokaże:
gąsieniczki, krowy, sarny, ba, nawet psy; buty kola pojazdów, zanieczyszczenia;
nadmiar lub niedomiar składników mineralnych, słońca wody…
To są
wszystko wiadome powszechnie okoliczności, ale, znając je niedostatecznie je
uwzględniamy przy przystępowaniu do nasadzeń. Przytoczę tu niektóre z własnych
niepowodzeń i rozczarowań, których wystąpienie, jako niepożądane, było z mojej
świadomości oddalane.
Kilkadziesiąt
lat temu, postarawszy się dostatek nasion, sporządziłem sobie sadzarkę – laskę
z rurki metalowej zakończonej wygodną rączką z poręcznym wsypem, przez który
wrzucane nasiona trafiały przez rurę do otworu w ziemi zrobionego przez ostrze
(bagnet) przytwierdzone do wylotu rurki i stanowiące zarazem dolny koniec
laski. Tą laską, niby podpierając się, przemierzałem miedze, nieużytki,
przydroża, nadrzecza, a każdemu podparciu się towarzyszyło zasadzenie w ziemię
kilku orzeszków lipy. Orzeszki mialy już ułatwiony start, wszak były już
zaglębione w ziemi, a najbliższy deszcz pokryje je namuloną glebą; nie padały
tak, jak w naturze na powierzchnię traw, jezdni podwórek, nie były narażone na
żer ptaków, myszy… Nasadziłem w ten sposób lip tysiącami; las z tego nie
powstanie, ale w najgorszym wypadku co najmniej kilkadziesiąt lipek się
ostanie, myślałem. Po tej przebieglej, a pracowitej akcji nie wyrosło ani jedno
drzewko!
Odchwaściwszy
gruntownie kilkunastometrowy ciąg gleby, wzdłuż podmurówki płotu, mniemałem, że
będzie to stosowne miejsce dla zasiania lip na rozsadę. W czystej, żyznej
glebie sporządziłem rowek, w który nasypałem moc lipowych orzeszków. Wystarczy,
jak tylko niektóre z nich skiełkują. Zazieleniły się gęsto liścienie lipek;
będzie co przepikować i rozsadzić! Tymczasem, gdy do tego się zbliżało, nornica,
korzystając z nagromadzonych w ciągu zasiewu „zapasów”, tak je dokładnie
wykorzystała, że zniszczyła całą plantację. W ten sposób minął dalszy rok bez
spodziewanych rezultatów.
Jak można
sobie zaszkodzić samemu: Gdy zaczęły żwawo rosnąć w licznych doniczkach
przepikowane lipki, okazało się, że w żyznej glebie kompostowej, wokół lipek
wschodzić zaczynają chwasty. Potraktowałem je
środkiem działającym na kiełki. Chwasty zmarniały, ale wkrótce po nich
zmarniało 90 % lipek, a stosunkowo nieliczne udało się uratować, przesadzając
je w doniczki z nieskażoną glebą. I znów
minął z malejącego zasobu lat jeszcze jeden rok z nikłym dla rozpowszechniania
cennych lip rezultatem.
Po co o tym
pisać, skoro błędy, naiwność są tu oczywiste? Tak, ale dopiero, gdy fakty się
dokonały; przedtem ulegało się łatwemu złudzeniu. Klasyczne myślenie
życzeniowe, które trzeba wliczyć w osobiste koszty naszych postępowań. By
zminimalizować rozbiegłość między
naszymi zamiarami, życzeniami, a efektami, warto zachować dużo sceptycyzmu
w stosunku do naszych optymistycznych, zbyt różowych wizji.
Przed laty
na pewnym zgromadzeniu pszczelarzy o wojewódzkim zasięgu rozprowadziłem
kilkadziesiąt pudelek z zapałek napełnionych plennymi nasionami lip. Wcześniej
poinformowałem, jak należy z tym materiałem zarodowym postąpić, by osiągnąć
stosowne rezultaty, bo ja np. na gołą ziemię remontowanego historycznego walu
obronnego miasta Pilzna wysiałem rzutowo ca 1,5 kg orzeszków lipy… owszem
ziemia była goła, ale w niej moc korzeni , klaczy i nasion chwastów, w
rezultacie nie wyrosła ani jedna lipka. Gdy spotkałem kilku pszczelarzy i
zapytałem co z tych ponad 50 orzeszków lip kiedyś pobranych wyrosło, okazuje
się, ze jeszcze na takiego, co mu wyrosło nie trafiłem. I znów minął rok.
Do własnych niepowodzeń w rozpowszechnianiu
późno kwitnących lip zaliczyć muszę także niedostateczną współpracę z
pszczelarzami, którzy pobrali ode mnie materiał macierzysty. Pierwszym w tej
dziedzinie rozczarowaniem było, gdy, próbując rozpowszechnić wśród pszczelarzy
dawnego województwa tarnowskiego umiejętność szczepienia lip, pojawiłem się w
umówionym lokalu związku pszczelarzy z całym arsenałem materiału, środków i
narzędzi potrzebnych do przećwiczenia różnych sposobów szczepienia, oczkowania
itp., - na sali nie pojawił się żaden
chętny.
Cieszą mnie
powszechne dziś zachwyty i pochwały pobranych ode mnie drzewek, że już masowo
kwitną, że są obficie oblatywane przez pszczoły, ale psują atmosferę odpowiedzi
na pytanie: ”A ileście z tego materiału zaszczepili, rozmnożyli?”
Jak wiadomo istnieją dwa zasadnicze sposoby
rozmnażania roślin: wegetatywny, przez odrosty,
sztubry, szczepienia i generatywny, przez nasiona. Zalety pierwszego,
sprowadzającego się w odniesieniu do lip
w istocie do szczepienia polegają na tym, że egzemplarze potomne zachowują
cechy macierzystych, jednak sposób ten wymaga odpowiednich umiejętności i
pochłania dość dużo czasu; drugi – może dawać bardziej masowe rezultaty, choć,
jak świadczą o tym przytoczone przykłady, też może być nie dość skuteczny, a
poza tym niesie ze sobą ryzyko niepowtórzenia cech pożądanych, jakie
zaobserwowaliśmy u egzemplarzy macierzystych. Preferując ze względu na
możliwość masowości sposób
generatywny, trzeba by było sprawdzić czy i w jakim stopniu u egzemplarzy
potomnych powtarza się cecha wysokiej miododajności rozsiewanych lip. Na to
potrzeba by dłuższego czasu. By z ziarna
wyrosły odpowiednio duże, kwitnące masowo drzewa, trzeba kilkunastu lat.
Ponieważ lipy japońskie i im pokrewne zaczynają kwitnąć już w trzecim roku
życia, wiedzę o tym, w jakim stopniu powtarzają walory egzemplarzy
macierzystych, można zdobywać już wcześniej. Szkoda, że kiedyś wyhodowane z
nasion lipy japońskie rozprowadziłem szeroko, nie zadbawszy o ich rejestrację i
identyfikację, bym mógł obserwować ich kwitnienie i oblatywanie przez pszczoły.
Godnym zadbania byłoby pobranie materiału siewnego z tych egzemplarzy, by móc
ustalić, czy w dalszym pokoleniu nie zanikają walory ich przodka macierzystego.
Rozprzestrzenianie
wśród pszczelarzy nasion nie dało widocznych rezultatów. Widocznie przeciętny
pszczelarz nie radził sobie z problemem stratyfikacji. Wobec tego, wypróbowaną
stratyfikację w odniesieniu do lip japońskich
wziąłem na siebie i w roku bieżącym (2008) w kwietniu wyjęte spod
stratyfikacji nasiona, już z kiełkami, rozesłałem do ponad 120 pszczelarzy, którzy, dowiedzieli
się o takiej możliwości z lektury moich artykułów w „Przeglądzie pszczelarskim”
i „Pszczelarzu polskim”. Schematyczna mapka wskazuje, w jakie okolice Polski
trafił przesłany materiał. Pragnąłbym tę mapkę zagęścić dalszymi punktami, choć
ilość telefonów, listów i zaangażowania związanego z przygotowywaniem przesyłek
była dla mnie i rodziny dość uciążliwa, aż wszyscy odetchnęli z ulgą, że to się
wreszcie skończyło.
( Następuje tekst
będący fragmentem artykułu publikowanego w „Pszczelarstwie” nr 3/2010.)
Po 20 lipca należy zadbać o czerwienie dla
wychowania silnej populacji pszczół na zimowlę i wczesnowiosenne pożytki.
Dzięki szczepieniu, oczkowaniu i wykorzystywaniu nasion znalazły się w mojej gestii takie lipy, jak kwietna,
krymska, srebrzysta, wonna,
Maksymowicza, amerykańska oraz szereg lip, które wydawały mi się być japońskimi, a które
okazały się zróżnicowanymi gatunkowo,
bliskimi krewniaczkami japońskiej lub krzyżówkami. Zgromadzenie i odchowanie
tych późno kwitnących lip pozwoliło z biegiem czasu obserwować w wygodnych już
warunkach ich kwitnienie i oblatywanie przez pszczoły.
Muszę przyznać, że
kwitnieniem byłem zbudowany, ale oblatywaniem – rozczarowany. Na obficie
kwitnących egzemplarzach lipy japońskiej i wonnej (insularis) było moc różnych
muchówek, motyli, pszczół samotnic, os i trzmieli, a rzadko zdarzała się
pożądana pszczoła. Po kilku jednak latach, gdy lipki podrosły i zaczęły być znaczącym dla pszczół
pastwiskiem, sytuacja się zmieniła; to pszczoły stały się dominującymi
pozyskiwaczkami ich nektaru. Wyparły innych konkurentów, jedynie trzmiele nie
przestraszyły się masowego, pszczelego nalotu.
Lipy krymska,
kwietna i amerykańska, jako starsze (już wcześniej posadzone) drzewa stanowiły
szersze pole pożytku, ale młodsze,
wolniej rosnące lipy
dalekowschodnie, chociaż wielokrotnie mniejsze, kwitnąc niemal
równocześnie, były proporcjonalnie bardziej atrakcyjnymi dla pszczół i bardziej
niezawodnymi w corocznym obfitym kwitnieniu.
Po ponad
dziesięcioletniej, wygodnej, codziennej niemal obserwacji zacząłem co raz
lepiej orientować się w różnicach wyglądu i walorach pszczelarskich tych
dalekowschodnich lip. Gdy je gromadziłem, nie miałem żadnych intencji
badawczych. Interesowała mnie tylko
ich przydatność dla pasieki. Skąpe informacje zawarte w dostępne polskiej literaturze, zawierające
ich opis i nazewnictwo, w zasadzie mi wystarczały, a o ich głównym dla mnie
źródle, okolicy elektrowni na warszawskich Siekierkach poinformował mnie
życzliwie dr Mieczysław Lipiński. Stąd właśnie pobrałem zrazy, oczka i nasiona
stanowiące dla mnie podstawową bazę
zarodową. Zacząłem ten materiał rozpowszechniać początkowo w najbliższej
okolicy, później na terenie dawnego województwa tarnowskiego, a od kilku lat
staram się te lipy propagować i rozpowszechniać na terenie całego kraju.
Szczególnie chodzi mi o lipy z dalekiego wschodu. Lipy, krymską i kwietną
spotyka się u nas częściej, bo rozpowszechniana była u nas jeszcze w czasie
okupacji, natomiast dalekowschodnie są do niedawna wielką rzadkością. Spotyka
się jedynie ich nieliczne egzemplarze,
gdzieś w arboretach i ogrodach botanicznych, a godne są one szczególnej uwagi
ze względu na ich walory pszczelarskie i zdobnicze.
Próbuję podać
własną charakterystykę tych lip,( z których posiadam już ponad 20-letnie
egzemplarze) i przekazać wnioski, jakie nasuwają mi się w związku z ich
obserwacją. Jedyną pewność nazewniczą dotyczącą lip omawianych żywię w
odniesieniu do lipy wonnej (Insularis – wyspowa). Wśród pięciu
pozostałych lip dalekowschodnich z mojego zbioru, trzy wydają mi się być różnymi gatunkami lipy japońskiej, a
pozostałe dwie, to niewydające płodnych nasion krzyżówki lipy japońskiej i
wonnej Są pewne cechy charakterystyczne, które zauważyłem u (moich) lip
dalekiego wschodu. Jedną z nich jest łuszczenie się kory na pniu i gałęziach
poddanych intensywnej operacji słonecznej. Jest to cecha dla gatunków
korzystna, bo w ten sposób chroni ona pnie tych lip przed bolesnym pękaniem, jakie ma miejsce u
naszych lip w czasie przedwiosennych mrozów. Drugą, wyróżniającą omawiane lipy
cechą jest charakterystyczny zapach kwiatów, zdecydowanie różniący się od tego,
do którego przywykliśmy, obcując z naszymi lipami. Trzecią cechą jest ich kwitnienie późniejsze (po połowie
kwitnienia drobnolistnej) czwartą , że mają one w gronie kwiatostanu
zdecydowanie więcej kwiatów (kilkadziesiąt). Dalszą cechą tych lip jest, że
wchodzą w stadium kwitnienia i owocowania jako drzewka bardzo młode, niektóre
już po trzech, czterech latach od skiełkowania. Nasiona zerwane z ich drzewa
wysiane zaraz do gleby zaczynają wschodzić już w najbliższą wiosnę. Lipy te
rosną wolniej od naszych, co chyba wiąże się z ich wczesnym wysiłkiem na
kwitnienie i owocowanie. Dorastają do wielkości ¾ naszych lip, co może być
cechą pożądaną przy nasadzeniach
miejskich i przydomowych, tym bardziej, że dysponują one dużymi walorami
dekoracyjnymi. Liście mają nieco mniejsze od naszej drobnolistnej,
nieowłosione, a od wierzchu mniej lub więcej błyszczące; jesienią przybierają
partiami czysto żółty kolor, co na tle żywej zieleni jeszcze nie żółknących,
daje przyjemny efekt; po przymrozkach pozostałe liście przybierają jasnobrązowy kolor. Nie zdarzyło
mi się, by mróz uszkodził którąś z młodych siewek lub dorosłych drzew. Nie
spotkałem na nich nigdy spadzi. Najistotniejszą jednak dla pszczelarzy
własnością tych lip jest niemal coroczne obfite kwitnienie, któremu towarzyszy
z reguły intensywne oblatywanie przez pszczoły.
Przechodząc do omawiania lip, które wydawały
mi się być odmianami japońskiej, pominę dwie różne lipy, jakieś krzyżówki o
wyglądzie jednej przypominającej japońską,
drugiej – raczej wonną. Nie wydały one żadnych płodnych nasion, a pod
względem obfitości kwitnienia i oblatywania ustępują pozostałym trzem japońskim krewniaczkom. Nazywałem je
japońskimi, ale z biegiem czasu zauważyłem dość istotne między nimi różnice,
dlatego zacząłem je oznaczać: J1, J2. J3. Kolejność 1-3 nie jest chyba niczym innym podyktowana, jak stopniem obfitości
kwitnienia i przypadkowo zbiegającym się stopniem łatwości obserwacji.
Egzemplarze J1 i J2 rosną w dobrej glebie i słońcu pod moim domem, J3 - 2 km
dalej w pobliżu pasieki. Rówieśnice tych lip rosną również u wielu pszczelarzy,
ale nie dysponuję ich ewidencją i
dostępną możliwością obserwacji. Okazuje się, że J3 jest najbardziej zgodna z opisami zawartymi w
polskich publikacjach, jak również w spotkanych pozycjach niemieckich i rosyjskich, do których dotarcie
ułatwił mi Pan Eugeniusz Buczyński. (Dr. h. c. Gerd Kruessmann, Handbuch der
Laubgehoelze, 1978. Berlin und Hamburg,
oraz Dieriewia I kustarniki CCCP, Izdatielstwo Akademii Nauk CCCP. Moskwa, Leningrad 1958.). J3
zakwita o kilka dni później od J1 i J2, a szczególnie ją wyróżnia
kształt owocu, orzeszka: owalny, eliptyczny zakończony po przeciwnej stronie
nasady wyraźnym szpicem, ostrogą. Egzemplarz
J3 rosnący w pobliżu pasieki, za strumykiem, (stąd trudniejszy do
obserwacji,) kwitł w r.2009. dość obficie i mocno na nim szumiały pszczoły, ale
zawiązał orzeszki bardzo małe i nie zdołałem wśród nich znaleźć
pełnego.(Przebadałem jedynie kilkadziesiąt.) Lipa ta najbardziej odpowiada
spotkanym opisom lipy japońskiej, (Tilia
japonica (Miq.) Simonk.) Jednak nie dysponuję dostateczną ilością danych
obserwacji, by o jej walorach mówić z taką pewnością, jak o J1 i J2.
Wszelkie dotychczasowe moje obserwacje
wskazywały i wskazują na to, że najcenniejszą dla pszczelarstwa jest lipa J1 i
tę przede wszystkim propagowałem i rozprzestrzeniałem ostatnio wśród
pszczelarzy. Lipa wonna, najobfitsza w ilości kwiatów w gronie najpóźniej kwitnąca (mam kilka jej
egzemplarzy w ogrodzie) jest mniej od nazywanych przeze mnie japońskimi J1, J2,
J3 oblatywana przez pszczoły, a i Pan Eugeniusz Buczyński, który tą lipą
obsadził znaczny areał informował mnie, że spisuje się ona gorzej niż się
spodziewał.
Co do moich J1 i J2, których odpowiedników nie znalazłem w publikacjach
polskich, niemieckich, ani rosyjskich,
pragnę poinformować, że są to rówieśniczki
mające około 21 lat, kwitną już od lat kilkunastu, niezawodnie co roku .
Tę opinię corocznym kwitnieniu podważył jedynie rok bieżący (2009), kiedy to
wydały jedynie po kila kwiatostanów) Rosną obok siebie u wejścia do domu nawet
mimo woli stawały by się przedmiotem obserwacji. Początkowo obie te, podobnie,
jak J3 uważałem za jeden gatunek, nie zwracając uwagi na ich zróżnicowanie, od
około 10 lat zacząłem dostrzegać istotne między nimi różnice, co mnie
doprowadziło do domysłu że mamy tu do
czynienia z trzema różnymi
gatunkami. Do takiego wniosku skłoniły
mnie następujące powody: Lipy te nie są chyba krzyżówkami, bo zdolne są wydawać
masowo płodne nasiona, Różnią się czasem
zakwitania: J1 zakwita w połowie kwitnienia lipy drobnolistnej, J2 – jeden
dzień później, J3 jeszcze 3-4 dni później, pod koniec drobnolistnej. Liście J2 są wyraźnie bardziej błyszczące od J1 i J3.
Nasiona, orzeszki J1 są niemal idealnie
kuliste i bez ostrogi podczas, gdy u J3 wyróżniają się owalnością kształtu i
ostrogą u szczytu. Owoce J2 mają wygląd pośredni, nieco tylko słabszą
ostrogę. Przodująca w ilości kwiecia i
intensywności oblotów J1 wyróżnia się także tym, że jej owoce są corocznie
prawie wszystkie pełne. Ułatwia to rozmnażanie
przez nasiona, ułatwiało i mnie zaopatrywanie pszczelarzy w materiał
nasienny i sadzonkowy.
W trzy poprzednie lata przy propagowaniu
wśród pszczelarzy późno kwitnących lip pomocne mi były „ Przegląd pszczelarski”
i „Pszczelarz polski” zamieszczające moje artykuły i związane z nimi wskazówki,
jak poszczególni pszczelarze mogą zaopatrzyć się u mnie w materiał rozrodczy.
Wymienione czasopisma pszczelarskie nie mają jednak takiego szerokiego zasięgu
jak „Pszczelarstwo. Dlatego postanowiłem starać się o zamieszczenie artykułu
również w tym renomowanym czasopiśmie i to nie tylko ze względu na możliwość
dotarcia do nowego kręgu pszczelarzy nieobjętych skutecznym zasięgiem
czasopism wcześniej wymienionych, ale
również ze względu na to, ze moje obserwacje „lip japońskich” mogą być jakimś przyczynkiem do również
teoretycznej, naukowej wiedzy i być może, wzbudzą reakcję bardziej ode mnie kompetentnych osób.
Do szerokiego grona pszczelarzy pragnąłbym
skierować apel, by współpracując ze mną w upowszechnianiu cennych lip, w miarę
możności nie ograniczali się do
zasadzenia i opieki nad przesłanym materiałem, ale próbowali ten materiał
upowszechniać. Zaś co dociekliwszych zachęcam do obserwowania hodowanych lipek
i sporządzania notatek o ich losach życiowych i walorach pszczelarskich. By
obserwacje były wartościowe, trzeba oznakować miejsca i egzemplarze poddawane
badaniu, by ich nie pomieszać, nie pomylić. Na bieżąco notować obserwacje
(pamięć jest zawodna!); daty – zapisywać, uwzględniać okoliczności mogące mieć wpływ na zachowanie
się obserwowanego materiału: pory dnia, pogoda, temperatura, ile i jakie
towarzyszą kwitnieniu lipek konkurencyjne pożytki; czy oblot jest skierowany na
nektar czy na spadź lipową; susza, deszcze, warunki glebowe, czy lipy nie
chorują? Choroby i uszkodzenia np. przy obkoszaniu trawy mogą mieć istotny
wpływ na kwitnienie i nektarowanie. Drzewko nękane dolegliwościami może w
„dzieciństwie” zakwitnąć, chroniąc w ten sposób niejako ród przed zagładą..
Starać się policzyć ilość pszczół na 1 m2 powierzchni kwitnącej; (Na J1
doliczyłem się nawet 40.)
Ponieważ jestem już osiemdziesięciolatkiem i co rok trudniej
mi spełniać przyjęte na siebie obciążenia związane z akcją upowszechniania lip,
bardzo byłbym wdzięczny tym, którzy podjęliby tę akcję. Gotów bym wtedy dostarczyć wszelki, posiadany
przeze mnie materiał rozrodczy i służyć radą w takiej skali na jaką
pozwalają moje siły i doświadczenie.
Dotychczas wysłałem do pszczelarzy ponad 200 zestawów materiału zarodowego.
Przez analogię do nazewnictwa stosowanego w rozpowszechnianiu matek pszczelich,
powiedzieć by można raczej, użytkowego, bo to były nasiona pochodzące od
egzemplarzy mających dobrą renomę, ale nie ma pewności czy w pokoleniach
następnych najbardziej pożądane właściwości egzemplarzy macierzystych w pełni
się powtórzą . Materiałem matecznym, zarodowym w tym wypadku byłyby zrazy i oczka służące do
przeszczepów, ale rozsyłanie takiego materiału jest kłopotliwe i wymaga
odpowiednich umiejętności i troski ze strony odbiorców. Ten sposób jest zatem
bardziej elitarny i możliwy do zastosowania w rzadkich wypadkach. Na pociechę tym, którzy przejęli ode mnie materiał w
postaci nasion pragnę dodać, że te „córki”, które zdołały u mnie już zakwitnąć,
pochodzące z takich, jak wysyłane nasion były z wielkim zainteresowaniem
oblatywane przez pszczoły. Zasadziłem od nich nasiona, ale różne nieszczęśliwe
okoliczności spowodowały, że z kilku wzeszłych siewek ostała się tylko jedna
wnuczka i tę strzegę jak oka w głowie, by przekonać się, w jakim stopniu cenne
dla pszczół własności powtórzą się w dalszych pokoleniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz